wtorek, 21 marca 2017

Moja codzienna wędrówka w wielkim mieście

Moja codzienna wędrówka w wielkim mieście z jednej strony obfituje  w jednostajne i powtarzalne widoki oraz trasy znane już od dawna. Z drugiej dzięki wrażliwości co to niepowtarzalna jest i czasem uciążliwa i skromnej inteligencji oraz szczególnie umiejętności odczytywania z psychologii postaci ich sensów i motywów, daje  poetycką możliwość ciągłego zachwytu światem w jego różnorodności. Mijam dzisiaj na dworcu PKP parę scen ni to statycznych i dynamicznych zarazem, ni szarych pogodowo i egzystencjalnie. Na ławce przystanku autobusowego kłócący się i alkoholicy w ilości paru udowadniają  sobie wzajemnie swoją wyższość już nie tylko nad naiwnym trzeźwym tłumem, ale nad koleżką od „gorzałki” też w fazie picia ciągowo, przed delirium pierwszym lub kolejnym. Szczególnie oderwane byty i zakłamane maksymalnie zarozumiałe. Czyli z pychą wylewająca się aż zza kołnierza. Dalej na ulicy przy głównym budynku świadkowie Jehowy w bezruchu prawie stoją trójkowo, przy regale z literaturą kiczowato ilustrowaną i  z „ruchu” co to przekreśla osiągnięcia tysiącleci w interpretacji świata i ostateczności. Stu czterdziesto cztero tysięczny i jeden jestem chciało by się rzec do siebie w duszy nieśmiertelnej. Reklama poprawna politycznie, olbrzymia,ta z seniorami zachęcająca do  aktywnego uczestnictwa w życiu beztroskim, szczęśliwym przez nie właśnie i na elewacji starego budynku firmy od kolejki się znajduje. Ruch pozorny na przedstawieniu w iluzji przestrzeni w kolorach słonecznych pastelowych prawie. Firmy co jak mówią i mówili „państwem w państwie” jest..
Życie różnorodne jest, i to bardziej niż się wydaje. A też pojemne, bo pomieści dużo więcej różnych przypadków, ale nie relatywnych,  nie równocennych. Pejzaż na wsi i choćby w bezruchu ma więcej spokoju i „wieczności”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz