Powidoki Lady Makbet
W dziwnej przestrzeni uniwersalnej i samotnej „Zgiń plamo zgiń, na wieczność” mówi sama do siebie Lady Makbet, w otoczeniu kolorów świetlistych i może dopełniających się do czerwieni krwi- a więc zielonych, świecących. I to świecących mniej niż ona- wyżej wymieniona plama, a przeklęta.
Nie ukrywa nagminnie samotny obserwator przestrzeni plam powidokowych, choć o nich nie wspomina w towarzystwie żadnym- zwłaszcza psychiatrów klinicznych lub tych samych psychologów. Co to po leczeniu pomagają się zaakceptować. Bo jak spojrzy się na świecącą płaszczyzną i później na białą, to pojawiają się plamki zwykle w kolorze dopełniającym.
A może się przypomina słynna, bo nie słynna wystawa powidokowa Kleina który „kolor doprowadził” też do końca w postrzeganiu wizualnym tak jak przestrzenność- Malewicz w pracy „Czarny kwadrat na białym tle”. Która to praca podaje względność tej przestrzenności - jej odwracalność której się nie przekroczy. Zawsze więc można spostrzec czarny kwadrat jako dziurę, jako płaskie na płaskim, albo z przodu leżący na bieli. I na nic życzenia pobożne żeby się ta optyczna sytuacja zdecydowała trwale w jedną stronę. Niezależnie od woli zawsze można spostrzec odwracalnie tak dowolny przejaw czerni czy ciemnego na jasnym czy bieli . Na przykład czarny pień drzewa za dnia, na jasnym tle, wydaje się przez moment czarną dziurą. I jest to z serii efektów złudzeń- rzadko uświadamianych. Tak samo rzadko, jak częste są nudne lekcje w szkole, gdzie dzieciak bawi się goniąc czas do przodu „aby szybciej” i rysuje dajmy na to i bez urazy na lekcji geografii, sześcianik konturem po kratkach w perspektywie równoległej- i raz jedna ściana wydaje się być z przodu a raz druga, ta z tył.
I na nic prace plastyczne pojawiające się po Malewiczu przez ostatnie 100 lat usiłujące jednoznacznie określić przestrzenność podobnych układów w jedną stronę dzięki zastosowaniu nawet rzeczywistej przestrzenności elementów np. kwadratowych jak w pracach u Henia Stażewskiego ś.p. co to jego prace niezrozumiałe wiszą w Muzeum Narodowym w Poznaniu w sali poświęconej sztuce współczesnej obok prac Gierowskiego Stefana.
A ta wystawa Kleina polegała na tym, że przed galerią i właściwym wernisażem- ale pozornie, bo on trwał już od momentu pojawienia się publiczności, autor wystawił niebieskie płaszczyzny w pionie do oglądania. Goście po około 10 minutach obserwacji weszli wpuszczeni do galerii spodziewając się właściwych prac plastycznych. A galeria była pusta choć w bieli jak zawsze w przypadku większości galerii. No i wtedy te plamki powidokowe zaczęły się tym widzom pojawiać nagminnie i jawnie. Zawsze te powidoki się pojawiają, cholera też tak przy okazji zmęczenia? Samotnie jednak samotnie. I na nic łapanie rękami kolorowego wiatru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz