wtorek, 15 sierpnia 2017

Rabindranath Tagore, szafy,menele i buddyjski pogrzeb

Już dzisiaj nie pamiętam jaki to był dzień. Wydaje się że jakiś wiosenny, niedzielno- osamotniony, nijaki. Jakiś czas temu wzorem ponowoczesnego luzu wystawiono w miejscach publicznych miast szafy z niechcianymi książkami, gdzie ludzie przynosili je kładąc w bezładzie po może okresowym „kapiszu” swoich biblioteczek, gdzie zakurzone albumy malarstwa mieszały się z zakurzonymi pozycjami z klasyki literatury i będąc ciągle w opozycji nie zadawały się ze współczesnymi polskimi romansami pod którymi zadowolone z życiowej samorealizacji spały twardym snem nie wiecznym a raczej letargowym zachodnie romanse tradycyjne.
W tym dniu podszedłem do szafy naprzeciwko Muzeum Narodowego w Poznaniu i na placu Wolności. W starej, twardej oprawie ugrowo-brązowej leżała samotnie książka z 1922 roku pt. „Sadhana, szept duszy, zabłąkane ptaki” noblisty z dziedziny literatury- Rabindranatha Tagore.
I nie było by może w tym nic dziwnego gdyby nie to że po jej przeczytaniu okazało się że dzięki temu przypadkowi znaleźnego i tak ostatecznie i przedgrobowo dla książek sytuowanemu znalazłem tam odpowiedzi na dręczące mnie od lat 30-tu pytania bez odpowiedzi o istotę twórczości, charakter aktu twórczego.
Autor podaje zasadność zjawiska które w wymiarze psychicznym dotyczy wszystkich. Jest to stan duszy wynikający z pojawiającej się  na nowo świadomości dalszego sensu celu, poza naszym żywotem a obrazujący się tym że chce się coś twórczego zrobić. Na przykład rano po śniadaniu. I jest to bardzo pożądany podstawowy stan duszy, stan twórczy. Dla laików kończący się zrobieniem np. dobrej zupy lub porządku w biblioteczce a dla twórców profesjonalnych czyli tych posiadających wypracowany język w danej dziedzinie wytworem sztuki.

Szaf z książkami w Poznaniu na ulicach już nie ma, bo się okazało że miejscowi menele rano na bezsennym i koniecznym cugu opróżniali je sprzedając książki na makulaturę. To może jakby kośćmi buddyjskiego mnicha po zejściu użyźnić przyklasztorny grunt. A może też po prostu książki nie miały wzięcia.
Książki niechciane przeniosły się po trochu do instytucji. Ostatnio widziałem takie miejsce w świetlicy dworcowej w Pobiedziskach.
Książkę nie żyjącego już autora Rabindranatha Tagore mam w swojej rozległej biblioteczce na półce z hitami.
 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz