Biedronkowa jesienna eksterminacja
Po
pierwsze i ostatnie, liczba dwa pojawia się w tej opowieści
anegdotycznej jako określająca liczby istotnych zjawisk. Już nie
jeden, czy trzy, ale też nie Trójca Święta, czy siedem i nie daj
Boże sześć. Za drugim podejściem wszystko się zdarzyło.
Zwycięski okrzyk "śmierć" padł jak w słynnym filmie “Władca
Pierścieni” gdy moralnie wyżej strona- ludzka krzyczała na
stoku góry pod murami miasta przed bitwą z prymitywnymi i tylko
instynktownymi Orkami to jedno słowo. Niezapomniane to
przeżycie, ale podparte istnieniem we mnie sumy archetypów
psychicznych: wiedzy, intuicji I spostrzegania. O empatii nie
wspomnę.
Drugi
raz podchodziłem do inwazji uroczych, idealizowanych I
personikowanych biedronek pojawiających się tu u mnie na wsi: drugi
raz dzisiaj i drugi w historii 10 letniego tu pobytu. A dziś właśnie
po fali zwiątpienia i po stwierdzeniu że elektroluks który w kolorze
niebieskim zalegał podłogę w schowku przez wyrzuceniem niechcianym
zwłaszcza że jestem człowiekiem: “chomikiem” i tą no...
“sową” ,nie działał za mocno- no słabo wciągał.
Drugi
raz! Ale się zawziąłem, i nie zważając przy tym na nakazy z
empatii w sumie się biorące o ochronie życia wszelakiego- ale nie
w wymiarze naiwnym postmodernistycznym, tylko od biblijnym czy od
buddyjskim. Wiadomo istnieje “waga empatii”, ale nie tylko w
bajkowym I infantylnym wymiarze. A słynąłem z tego przed samym
sobą, że zawsze muchy ratowałem przez spłynięciem w zlewie z
potokiem wody od naczyniowej, czy właśnie biedronki przed upadkiem
zupełnym, ale geometrycznym i nawet robaszki gnojne urocze w
wizualności połyskliwych odwłoków (z nieba do obornika- co za
upadek). Wyczyściłem i udrożniłem ten elektroluks i zaczęła się
inwazja i eskterminacja, co do wędrujących dla nas bezsensownie- za
celem tam i z powrotem- czerwonych punkcików na ścianie. I nawet
mi nie przemknął obraz mnie samego w trumnie z biedronkami po mnie
łażącymi, co by się stało, gdyby się rozpleniły do końca i
ekstremalnie u mnie w pokoju zamkniętym może szczelnie, gdzie
czytuję różne pisma,, tylko raczej wspomnienie moich fascynacji
buddyzmem i reinkarnacją według której zbrodniarze cofają się w
szeregu żywotów do zwierzęcego w następnym czasowo- na przykład
właśnie do owadziego. Macie za swoje eeee... Marzeno, Macieju, Kaligilo, Dzingis
Chanie, Hitlerze, Stalinie, Leninie, Markizie de Sade którego książki
czytałem z lekką fascynacja i obrzydzeniem- onegdaj i macie innego gatunku
psychopatyczna hołoto. Niech żyje empatia w sprzecznych warunkach
żywota powiedziałem do siebie na końcu procesu I poszedłem
wyrzucić pojemnik z elektrouksa na śmieci , ale tak, aby resztki
przeżyłe robactwa mogły wyjść na wolność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz