czwartek, 18 października 2018

Biedronkowa jesienna eksterminacja
 
Po pierwsze i ostatnie, liczba dwa pojawia się w tej opowieści anegdotycznej jako określająca liczby istotnych zjawisk. Już nie jeden, czy trzy, ale też nie Trójca Święta, czy siedem i nie daj Boże sześć. Za drugim podejściem wszystko się zdarzyło. Zwycięski okrzyk "śmierć" padł jak w słynnym filmie “Władca Pierścieni” gdy moralnie wyżej strona- ludzka krzyczała na stoku góry pod murami miasta przed bitwą z prymitywnymi i tylko instynktownymi Orkami to jedno słowo. Niezapomniane to przeżycie, ale podparte istnieniem we mnie sumy archetypów psychicznych: wiedzy, intuicji I spostrzegania. O empatii nie wspomnę.
Drugi raz podchodziłem do inwazji uroczych, idealizowanych I personikowanych biedronek pojawiających się tu u mnie na wsi: drugi raz dzisiaj i drugi w historii 10 letniego tu pobytu. A dziś właśnie po fali zwiątpienia i po stwierdzeniu że elektroluks który w kolorze niebieskim zalegał podłogę w schowku przez wyrzuceniem niechcianym zwłaszcza że jestem człowiekiem: “chomikiem” i tą no... “sową” ,nie działał za mocno- no słabo wciągał.
Drugi raz! Ale się zawziąłem, i nie zważając przy tym na nakazy z empatii w sumie się biorące o ochronie życia wszelakiego- ale nie w wymiarze naiwnym postmodernistycznym, tylko od biblijnym czy od buddyjskim. Wiadomo istnieje “waga empatii”, ale nie tylko w bajkowym I infantylnym wymiarze. A słynąłem z tego przed samym sobą, że zawsze muchy ratowałem przez spłynięciem w zlewie z potokiem wody od naczyniowej, czy właśnie biedronki przed upadkiem zupełnym, ale geometrycznym i nawet robaszki gnojne urocze w wizualności połyskliwych odwłoków (z nieba do obornika- co za upadek). Wyczyściłem i udrożniłem ten elektroluks i zaczęła się inwazja i eskterminacja, co do wędrujących dla nas bezsensownie- za celem tam i z powrotem- czerwonych punkcików na ścianie. I nawet mi nie przemknął obraz mnie samego w trumnie z biedronkami po mnie łażącymi, co by się stało, gdyby się rozpleniły do końca i ekstremalnie u mnie w pokoju zamkniętym może szczelnie, gdzie czytuję różne pisma,, tylko raczej wspomnienie moich fascynacji buddyzmem i reinkarnacją według której zbrodniarze cofają się w szeregu żywotów do zwierzęcego w następnym czasowo- na przykład właśnie do owadziego. Macie za swoje eeee... Marzeno, Macieju, Kaligilo, Dzingis Chanie, Hitlerze, Stalinie, Leninie, Markizie de Sade którego książki czytałem z lekką fascynacja i obrzydzeniem- onegdaj i macie innego gatunku psychopatyczna hołoto. Niech żyje empatia w sprzecznych warunkach żywota powiedziałem do siebie na końcu procesu I poszedłem wyrzucić pojemnik z elektrouksa na śmieci , ale tak, aby resztki przeżyłe robactwa mogły wyjść na wolność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz