środa, 30 listopada 2016

Włodzimierz Trawiński,,Akt kobiecy,, A4 , tempera, 2015 r.

niedziela, 27 listopada 2016

Koniec malarstwa czy początek?
Prowincja

Siedzisz gdzieś sam  na prowincji wieczorem lub w nocy  w swoim pokoju i słuchasz muzyki. Poza najbliższą przestrzenią pustawy cichy świat, gdzieś daleko. Nie rozumiesz słów bo to po angielsku z teczki wspaniałych ponadczasowych utworów. Czujesz cos czego nie można nazwać- jakąś pustą sferę ponad zwykłym nudnym czasem, dniem powszednim. Fala wznoszenia i opadania trwa i godzinami. Mimo braku luksusu czujesz absolutną pełnię życia. I nie o intensywność przeżyć chodzi  i o to że to się dzieje poza twoją wolą tylko o docierającą i tym razem świadomość celu w nadprzyrodzonej potencjalnej możliwości.
I aż dziw bierze że na świecie się zdarza tyle okrucieństwa.

Jest taki dzień w roku, po zimie. Pierwszy dzień oddechu z powiewem wiosny- cieplejszy i z unoszącymi się w powietrzu jonami energii. Ludzie wycieńczeni lekko walką z zimą na jej końcu jeszcze nie są pełni pychy i obojętności tylko zachwyceni tym stanem odprężenia i oszołomieni, radośni, szczerzy.
Uwznioślenie Świąt, imieniny, spotkanie z przyjaciółmi i to możliwe bycie królem życia przez cały rok rozbijające się o niedoskonałość czy przemijanie i chaos natury. Prowincja.
Włodzimierz Trawiński ,,Akt kobiecy,, tempera, A4, 2015 r. |

czwartek, 24 listopada 2016

Włodzimierz Trawiński, :Akt kobiecy: tempera, A4 2015 r.

wtorek, 22 listopada 2016


Wariant "Czarnego kwadratu na białym tle'  Malewicza
Włodzimierz Trawiński, Akt żółty, A4, tempera, 2016

niedziela, 20 listopada 2016

Włodzimierz Trawiński, : Akt niebieski:, tempera, A4, 2015 r.

czwartek, 17 listopada 2016

Włodzimierz Trawiński, "Akt kobiecy a la Cezane"tempera, A4, 2015 r

środa, 16 listopada 2016


Korespondencja e-mailowa między Karolem Woźniakiem a Włodzimierzem Trawińskim

"Picasso - komunista z krwi i kości".Frantisk Miks

Domniemany obraz Fałata
                                                            

Włodku!
Jak w tytule. Ot, taka "rzecz do przemyślenia". Można się zgodzić, można się nie zgodzić, można być "za, a nawet przeciw" - wolny czytelnik w wolnym kraju.
Wywiad współbrzmi z moimi odczuciami, ale ja też w końcu nie jestem Dekalog, żeby się ze mną zgadzać bezdyskusyjnie.
Możliwe, że autor (wywiadowany, w sęsie) tylko "się nie zna" - ale w takim razie tym bardziej "nie zna się" szeroka publiczność. A jak "się nie zna", to i "nie umie docenić". Czego skutkiem jest "wiater hulający, jak w artykule"; CBDU ;-)
(Docenią, rzecz jasna, koledzy po fachu - tyle, że ci galerii nie zapełnią... Wot, żyzń.)
Tak czy śmak, najnowsze "Do rzeczy", wywiad z Františkiem Mikšem, rednaczem czeskiego miesięcznika społeczno-kulturalnego "Kontexty", tytuł: "Picasso - komunista z krwi i kości".
W załączonym skanie kawałek "o Picassie" wyciąłem, bo niewiele wnosił do tematu "szerszego tła" i "kontekstu historyczno-społecznego", o których jest mowa w drugiej części. Którą załączam poniżej.
Endżoj ;-)
pzdr,
K.

Karolu! 
Artykuł czytałem i go znam. Już napisałem artykuł na ten temat. Ja rozumiem argumenty tego pana. Ale czy nie jest to przejaw jego pychy? Nie umie nakręcić imienin u cioci ale się wypowiada tak deklaratywnie o wszechrzeczy. Trochę z jego strony więcej pokory. On i tak nawet by nie mógł pędzli myć Picassowi. Ciągle jeszcze. A tak na koniec, bo już mi się nie chce o tym gadać,  to o sztuce powinni się wypowiadać autorytatywnie tylko plastycy i to Ci co nie maja wlane na swój temat za bardzo a także Ci  co kumają problemy, sprzeczności itd. Czyli mało ich.
To tyle na razie oł żesz!    Pozdrawiam Włodek!

Włodku!
 Karolu! Artykuł czytałem i go znam. Już napisałem artykuł na ten temat. Ja rozumiem argumenty tego pana. Ale czy nie jest to przejaw jego pychy?

Co do emocjonalnego życia wewnętrznego autora to ciężko mi się wypowiadać - ale jednak, w moim odczuciu, jest to raczej "obserwacja", "konkluzja" - być może połączona z jakąś tam dozą frustracji - frustracji tym, że ci "wybitni" nie mogą (?) pojąć prostej zależności, która się wykłada jako "liczba odbiorców dzieła jest odwrotnie proporcjonalna do stopnia przetworzenia rzeczywistości w dziele".

Jeśli bowiem sztuka plastyczna, a w tym konkretnym przypadku szeroko rozumiane "malarstwo i rysunek", jest "odwzorowaniem i przetworzeniem" (o ile dobrze zapamiętałem myśl) to im więcej tego "przetworzenia" ("interpretacji") tym mniej "odwzorowania" ("wierności oryginałowi"). Znów, umówmy się, jest to pewnego rodzaju uproszczenie, więc mniejsza o drobiazgi - w skrócie mam na myśli to, że jest to trochę tak jak "z napitkami wyskokowymi".
Owszem, jeszcze są i cukier i inne "aromaty", ale zasadniczo mamy w nich wodę i alkohol - i im więcej jednego, tym mniej drugiego, kropka.
I są tacy konsumenci, którzy potrafią łykać czysty spirytus "pod manufakturę"*, gdy inni doznają zawrotów głowy po wypiciu pół piwa a wódki nie przełkną. Ale to "skrajności spektrum" (suchozakonnych pomijam) - i jak w każdym rozkładzie statystytcznym Gaussa jest jakieś maksimum tego spektrum, oraz minima "po skrajnościach".

W sytuacji "konsumpcji sztuki" mamy spektrum od "kicz odpustowy" (jaskinie Lascaux i inne takie pomijam, rozważamy bowiem tu "malarstwo białego człowieka"), który podoba się tylko ślepym i prostakom (ewentualnie jeszcze "ślepym prostakom" - bo już przeciętny odbiorca zauważy, że "te owieczki, panie, jakieś takie nie teges są, światło "z czapy", chałupy po lewej mają odwróconą perspektywę geometryczną, a gawron na drzewie ma ponad metr wzrostu" - to tak w nawiązaniu do "Fałata") po czarny kwadrat na białym tle (dla niedaltonistów mamy też mondrianowską wersję tego tematu).

Przeciętny odbiorca potrafi zaś podziwiać "tak ogólnie" np. taką "Straż nocną" Rembrandta - choć może sześćdziesięciu warstw laserunków nie zobaczy. Doceni Turnera czy pointylistów, Modigliani może jawić mu się zmanierowanym, ale powie "mają te kobitki swój urok, choć nie jest to Venus Botticellego".
Patrząc na obrazy Nikifora zobaczy -jako pierwsze wrażenie- że tam wszystko się "rozsypuje" (w skrócie, wrażenie z gatunku "kupa drzew, ale lasu nie widać" - rozwinę przy okazji, paszczowo). Jeśli będzie miał jakieś "przygotowanie" albo "wiedzę" (lub "suflera" - załączam ukłony) to zauważy na przykład, że "każda dachówka jest w innym kolorze" - ale jednak kluczowym słowem tutaj jest "jeśli".

A co zobaczy patrząc na czarny kwadrat na bialym tle? (kolorowe kwadraty, jeśli niedaltonista...) - Bingo! Tak, zobaczy... ee... czarny kwadrat na białym tle, I suppose...?

Gdyż albowiem dla znakomitej większości człowieków sztuka jest "przyprawą życia", nie "sensem głównym, celem i osią". Przez co nie tylko "się nie znają", ale jeszcze -o zgrozo!- wcale się tym nie przejmują.
O czym też autor wspomniał w wywiadzie, co pozwolę sobie przypomnieć:

 Każdy ma w sobie potrzebę sztuki, przeżywania piękna i harmonii, współbrzmienia z przyrodą i otaczającym światem. Sztuka pomaga, a przynajmniej miałaby pomagać, wychodzić na przeciw tym pragnieniom.

Zwracam na tą myśl uwagę, gdyż ona jest tu punktem wyjścia do dalszych rozważań - ODBIORCA jest tu "miarą rzeczy", nie Twórca czy jego Dzieło. I jeśli Twórca nie stworzy tego, co -niezależnie od zamiarów i ambicji Twórcy- Odbiorcy będzie się "podobać" i będzie do niego "mówić", to taki odbiorca zwyczajnie to zignoruje - bo taka sztuka jak kwadraty Mondriana czy Malewicza obchodzą go tyle, co zeszłoroczny śnieg. I nawet nie to, że on, ten Odbiorca, "nie potrafi docenić i się nie zna" - jest jeszcze GORZEJ, Odbiorcę to po prostu NIE INTERESUJE.
        Na marginesie i przykładzie:
        Niewątpliwie muzyka dodekafoniczna czy inna "współczesna" jest zbiorem dźwięków skomponowanym przez wybitnie wybitnych Twórców - ale kto tego słucha? (Przejrzyj swoją audiotekę, tak przy okazji...)
        Oberka posłucha chętnie każdy wieśniak; każdy obdarzony słuchem i poczuciem rytmu połączoną z pewną wrażliwością z przyjemnością wysłucha "Eine Kleine Nachtmusik" czy inny "Konzert 21." Mozarta. Tak samo "Muzyka na wodzie" Haendla, polonezy Chopina czy "Le Quattro Stagioni" Vivaldiego.

        "Obrazki z wystawy" czy "Noc na Łysej górze" Musorgskiego, albo taka "d-moll toccata i fuga" Bacha wymagają już trochę większej wrażliwości muzycznej, podobnie jak bardziej współczesne dzieła Jana A.P. Kaczmarka czy Garbarka.
        A jak wielkie jest grono odbiorców "współczesnego jazzu" (bajdełej, "jazz": [radosny] zgiełk, hałas, nieszczery/ przesadny entuzjazm), którym tak zachwyca się, na przykład , niejaki Jan "Ptaszyn" Wróblewski? Zapewniam cię, że po pięciu minutach słuchania najwybitniejszych dzieł z płytoteki Ptaszyna zwyczajnie byś wymiękł. A słuchając "jeszcze wyższej szkoły jazdy po uszach" autorstwa takiego np. Pendereckiego czy innego "współcześnisty" wyłączyłbyś "te dźwięki" po dwóch minutach najdalej.
        Można, oczywiście, wieszać psy na słuchaczach, narzekać, że "się nie znają" - ale, niestety, tych słuchaczy będą te wypominania angażować równie żywo, co same dzieło. Ergo, na koncerty współcześnistów przychodzą po pierwsze muzycy (znaczy, ci, którzy wykonują dzieło), oraz.. pewnie ktoś jeszcze, ale ja nie znam.
        Można, oczywiście, pomstować, że dla większości "człowieków tak w ogóle" podstawowe zainteresowania to "wypić, zakąsić i pogruchać" (jak to zgrabnie ujmuje kolega Michalkiewicz), ale po mojemu to tak trochę jakby pomstować, że deszcz jest mokry a w zimie jest zimno. ("Pani Kierownik - jak jest zima to musi być zimno, takie jest odwieczne prawo natury".) 
Wracając zaś do sztuk plastycznych:
Ergo, niezależnie od geniuszu czy hochsztaplerstwa takiego czy innego Twórcy, przeciętny odbiorca z równą atencją potraktuje "niebieskie płótno malowane żółtą modelką przy akompaniamencie dźwięku A" (o ile czegoś nie poplątałem), obraz z puszką zupy Campbell, czarny kwadrat na białym tle, oraz "owieczki Fałata" - bo czy się tobie to spodoba czy cię to oburzy, to tak właśnie z grubsza wygląda "kategoryzacja zwykłego oglądacza".
"Drogi Panie, nie od dzisiaj znam z relacji Pańskie racje - ostre one że ho ho! Panie, na co Panu to - pan zobaczy jaką mamy sytuację" śpiewał ongiś Młynarski. Znaczy, "rzeczywistość skrzecząca", względnie "wyżej pleców nie podskoczysz".
Więc cóż pozostaje? Oddajmy jeszcze raz głos Poecie:
Lecz nie wygasł we mnie bunt,
znów zmacałem nogą grunt,
kiedyś facet ten wysłucha moich racji!
Nie ustanę w walce, aż
prawdę mu wygarnę w twarz,
ja go dorwę, jak nie będzie sytuacji!
Ani tamtej, ani tej,
ani dobrej, ani złej,
w snach to widzę, gdy nocami przez sen gadam...
Ustępują ważne drzwi,
sytuacji nie ma i
ja się wtedy - przypuszczalnie... wypowiadam
;-)
____
* - pod manufakturę - tak kiedyś określano picie "na sucho", bez "zakuszania" - pysk tylko obtarty rękawem marynarki lub koszuli, które drzewiej produkowano "w manufakturach" - stąd to określenie.
 Nie umie nakręcić imienin u cioci ale sie wypowiada tak deklaratywnie o wszechrzeczy. Trochę z jego strony więcej pokory.
Nie byłem na tych imieninach, nie widziałem - zatem się w temacie nie wypowiadam i przyjmuję za dobrą monetę relację mojego interlokutora ;-)
I nie, nie "o wszechrzeczy", a tylko o "odczuciach człowieka zwykłego przy obcowaniu ze sztuką" oraz o "rozmijaniu się Twórców i Odbiorców". I "kontekście społecznym" (w końcu, red-nacz miesięcznika "Kontexty"...)
Że "autor źle rozkłada akcenty", coś tam "pomija i nie zauważa" - i w ogóle "wszystko mu się tylko z jednym kojarzy"? Możliwe, ale oddajmy jeszcze raz głos autorowi:
> - A pańska pasja to...
> - Wszystko to, co stoi "za". Podglebie, tło w historii, sztuce, polityce. Kulturowy kontekst wywrócenia sztuki "do góry nogami". Jak to wszystko odbija się na człowieku i społeczeństwie.
Nie ma tu "myśli i zamiarów twórcy", nie ma "głębszych treści formalnych" (wiem, że to taka "sucha woda"), nie ma "wieloznaczności planów" czy innych "paradoksów" albo "sprzeczności" - jest historia, kultura, odbiorca, "prądy i tryndy" intelektualne (albo "intelektualne inaczej") - prawda?
- Michałku, zjedz szpinak - szpinak jest bardzo dobry! (= "zdrowy, pożywny")
- Nie będę jadł szpinaku, on jest niedobry! (= "niesmaczny, nieapetycznie wyglądający")
Widzimy tu jakąś szansę konsensusu w stanowiskach Michałka i jego mamy? No ja też nie bardzo... ;-)
 On i tak nawet by nie mógł pędzli myć Picassowi. Ciągle jeszcze.
...a co gorsza, on ma głęboko w poważaniu tak tego picassowego pędzla, jak i to, w którą... ee... farbę, rzecz jasna, Picasso go wkładał. Chamstwo, po prostu...

Panie Włodzimierz, Pan zauważyłeś, że pan Miks nie tyle mówił o MALARSTWIE kolegi Picassa, co o ŻYCIU i POSTAWIE malarza Picassa - ? "A to niezupełnie to samo, a wręcz zupełnie nie to samo", jak to zauważyła Alicja...
(Pomijam już zupełnie, że akurat wątek picassowski to ja z tych tu rozważań wyciąłem całkowicie, jako poboczny i nieistotny - o czym zresztą expressis verbis napisałem - ale jeśli musisz to ja nie mam nic naprzeciwko. ;-)

Prace Picassa "jako takie" są tutaj drugorzędne - bo Miks (ponownie przypomnę) nie ocenia tu dzieł jako takich (a już na pewno nie one są "w centrum uwagi i uwag"), lecz raczej twórców tych dzieł, ich "tło kulturowo-społeczne", "przemyślenia" i idee, jakie im przyświecały - oraz, last but not least, wpływ tego wszystkiego "na życie i ludzi".
Na ten przykład uwaga, że "galerie świecą pustkami" NIE JEST oceną wystawionych tam dzieł per se, a jedynie (czy też "przede wszystkim") oceną ZAINTERESOWANIA LUDZI tymi dziełami. Które mogą być wybitne, że hoho! (jak te puszki zupy Campbell), albo wręcz przeciwpołożnie - ale po galerii wiatr i tak hula.

"I choćby przyszło tysiąc krytyków, i każdy zjadłby tysiąc tryptyków, i choćby nie wiem jak się natężał - to nie uciągną, taki to ...opór odbiorców."

 A tak na koniec, bo już mi sie nie chce o tym gadać,  to o sztuce powinni sie wypowiadac autorytatywnie tylko plastycy

Amerykanie określają takie coś powiedzeniem "inmates runnig the asylum", co można by przełożyć na nasze jako "świry zarządzają wariatkowem" ;-)

Z tym, że jest to wyrażenie idiomatyczne, i tak jak uwaga polskiego rozmówcy nie skupia się na "bigosie" (narobionym), "piwie" (nawarzonym) czy "musztardzie" (po obiedzie) tylko słuchacz "widzi z marszu" pewną sytuację/ klimat/ przesłanie ogólne, tak i tu nie należy zbytnio skupiać się na tych "świrach". Użycie w porzekadle tych świrów to tylko takie, myślę, "skrajne exemplum", "reductio ad absurdum" pewnego "sposobu nyślenia/ widzenia rzeczy".
Ale zgoda, niech O SZTUCE wypowiadają się tylko ci, co "się znają" (i nie mają poprzewracane w głowach - a jak to słusznie zauważył mój Przedmówca, takich to "ze świecą pod słońcem szukać") - natomiast chciałbym się tylko spytać, czy do wyłącznej prerogatywy PT Plastyków zaliczymy także ocenianie następujących kwestii:

1. czy dane dzieło podoba się (= podobać się ma) tzw. "zwykłemu Odbiorcy"? - oraz:
2. czy "nieplastycy" mają prawo wypowiadać się na temat "postaw życiowych" plastyków (jak np. tutaj - fascynacje zbrodniczymi systemami i ich popieranie - a Picasso czy Malewicz wcale nie są tu wyjątkiem**), czy też jednak ocena POSTAW i WYBORÓW ideologicznych Plastyków (i ich "postulatów społecznych") też jest zarezerwowana wyłącznie dla innych Plastyków?

Na ten zumbajszpil:
> "Zniszczmy wszystkie miasta i wsie starsze niż pięćdziesięcioletnie. Zakażmy odwołań do przyrody w sztuce. Także ukazywania miłości i prawdy. Niech pozostanie tylko człowiek i wojna"
Czy to też ma być przedmiotem oceny "tylko plastyków"? Oraz, czy ów czarny kwadrat (nie mylić z чёрный ворон - choć ten tam bardzo mocno, mam wrażenie, jest w tle...) to jest przyczyna, czy skutek "postawy i poglądów jak wyżej"?
____
** - per analogiam, czy wybory życiowe norweskiego pisarza-noblisty, Knuta Hamsuna, mógł oceniać w powojennej Nowregii sąd powszechny i "społeczeństwo", czy należało zostawić to tylko krytykom literackim?
Przypomnę krótko (za Wikipedią):
Przed II wojną światową i w jej trakcie popierał Adolfa Hitlera i nazistów, za co po wojnie był sądzony i poddany ogólnonarodowemu ostracyzmowi. W 1942 Hamsun spotkał się z Hitlerem. W 1943 oddał nawet swój medal, będący częścią Nagrody Nobla, Josephowi Goebbelsowi na znak podziwu; jeszcze w maju 1945 roku opublikował artykuł gloryfikujący Hitlera.
Dokładniej, za angielską Wikipedią:
After Hitler's death, he published a short obituary [nekrolog rozszerzony o krótką biografię] in which he described him as "a preacher of the gospel of justice for all nations" (w którym nazwał Hitlera "głosicielem ewangelii sprawiedliwości dla wszystkich narodów").
Albo czy Sartrowskie fascynacje rządem Czerwonych Khmerów w Kambodży mamy zostawić ocenie tylko innych filozofów?

Rzecz do przemyślenia, jak mawiał Stirlitz...

 i to Ci co nie maja wlane na swój temat za bardzo a także Ci
 co kumaja problemy, sprzeczności itd. Czyli mało ich.

I tu także "zdam się na opinię przedmówcy", gdyż brak mi wiedzy w temacie. Ale jednak optymistycznie zakładam, że tacy są, a poza tym -mam wrażenie- że jednak "dominujący trynd" jest taki właśnie, że o sztuce, zwłaszcza tej nam współczesnej, wypowiadają się właśnie (prawie wyłącznie...?) inni plastycy. (A czy się w swoich ocenach ze sobą zgadzają, czy nie, to już inna kwestia - i nie będziemy tu wnikać w szczegóły, bo jeszcze jakie dziecko to przeczyta i będzie nieszczęście - jak z tymi Mrożkowymi uczniami, co widzieli porwanego przez wiatr Słonia.)
Niemniej, jesteśmy na dobrej drodze - "coraz bardziej" o sztuce wypowiadają się plastycy (i mało kto jeszcze...). I "chwała im, a ignorantom precz", że tak sprafrazuję pewnego (nie)sławnego SMSa.
Niech się różne Frantiski wypowiadają u cioci na imieninach, od Sztuki im wara.
...I tylko pozostaje to niepokojące pytanie, czy ten "wiatr w galeriach" to jakiś "kryzys", czy może jednak ten Kisielowy "rezultat" - ?...

"Odpowie ci wiatr, wiejący przez świat - i ty swą odpowiedź rzuć na wiatr", jak to zauważył inny noblista...
I tą optimisticzną akcentą... ;-)

 To tyle na razie oł żesz!
Również pozdrawiam serdecznie mojego interlokutora  : )
(Jak to szło w tej anegdotce - wymiana pozdrowień w listach: "Pozdrawiam Cię mój Bratanku i serdecznie całuję w czoło!" "Dziękuję Ci pięknie, mój Stryju, i zwrotnie całuję Cię w drugą stronę!"

Ale zgoda - stąpanie po cieńkim lodzie na grząskim polu minowym jest stresujące. Czynię zatem solenne postanowienie, iżby więcej tematów takich nie poruszać - a jeśli w postanowieniu swym nie wytrwam to poproszę, w takim przypadku, o zamieszczenie tej kordialnej salutacji zaraz na wstępie wypowiedzi. (A samą wypowiedź można wtedy, w zasadzie, pominąć ;-)

Pozostając w nieustającej atencji,     Pzdr, K.



niedziela, 13 listopada 2016

Odrealnienie w sztuce VI – reality

Archetypy w psychice. Pralęk i praufność? Głód, strach, seks? Wiedza, postrzeganie, intuicja, instynkty, emocje ? Miłość? Sztuka? Odrealnienie w sztuce. Magia?
Jedność przeciwieństw. Połączenie w jedno przeciwstawnych działań, zjawisk. Realnego z magicznym i nierealnym, doczesnego z wiecznym.

Teatr grecki. Zasada jedności czasu i miejsca. To co się odbywało na scenie dotyczyło tego samego okresu czasu który biegł w naturze, w czasie spektaklu, a czas dotyczył jednego miejsca. Malarstwo to kadr do oglądania. Film to wizualność w ruchu.
Akcja filmu może dotyczyć dowolnych zabiegów dotyczących czasu i miejsca  dla przedstawienia ponadczasowych treści i problemów.
Dziwne zabiegi pojawiają się w filmie zwłaszcza współczesnym. Symultaniczność, pomieszanie końca z początkiem, czas akcji przebiegający po kole itd.
Arcydzieło kina niemego. Film „Marsylianka” z akcją dziejącą się równolegle na trzech ekranach, w trzech ujęciach z różnych punktów obserwacji zmieniających się w czasie.
Najwybitniejszym filmem wszech czasów uważa się film „Obywatel Kane” Orsona Welsa. Niepowtarzalny przez Treści czy też przez wyjątkową Formę? Możliwość „nakarmienia” filmowców i reżyserów przez całe pokolenia dzięki odkrywczym pomysłom pracy kamery, montażu i sposobu opowiadania.

Federico Fellini w filmie „Rzym”- arcydziele gdzie zastosował reportaż na gorąco jako formalny zabieg, obok opowiadania historii  z obrazami z przeszłości. Zastosował też charakterystyczną dla siebie jako reżysera pracę kamery polegającą na zmianie głównego bohatera chwilowej opowieści w przechodzeniu ujęcia z postaci na postać w ruchu- najczęściej jakby z góry itd.
„Pamiętnik znaleziony w Saragosie” Wojciecha Hasa. Film barokowy i surrealistyczny w którym zastosowano kompozycje „po kole”. Liczne opowieści w opowieściach zapętlają się w  końcowym fragmencie filmu gdzie wszystko się wyjaśnia. Ta sama kompozycja, ta sama akcja zapętlonych historii dzieje się w filmie „Pulp fiction” Quentina Tarantino.
Poszukiwanie archetypu teatru w psychice człowieka, przez polskiego twórcę teatru awangardowego- Jerzego Grotowskiego

Sposób filmowania seriali kryminalnych począwszy od lat 90 –tych oparta na reporterskiej kamerze. Częste jej zwroty i jakby łapanie akcji obrazu na gorąco miało przypominać zapis tak jak filmowanie reporterskie ulicy.
Festiwal teatralny Malta w 1994 roku w swoim najlepszym okresie to był wysyp świetnych spektakli. Było wiadomo ogólnie – a wtedy jeszcze się interesowano bardziej sztuką- bo i programów w TV było mniej i dostępność mniejsza do kultury masowej i popularnej że jeden ze spektakli, przedstawienie teatru „La fura del baus” to akcja dziejąca się „na żywo” i to z nurtem profanum.
Po wejściu na spektakl otwarty w hali targowej, gdzie aktorzy byli wymieszani z publicznością, przy ostrej muzyce techno i gdzie było wiadomo ze to "na niby" większość widzów czuła i tak  atmosferę zagrożenia, i jakiś pierwotny lęk.

„Blair Witch Projekt” to kultowy film w nurcie reality. W nurcie zakładającym maksymalne zbliżenie do  natury. Tak blisko jak reportaż filmowy rejestrujący to co się zdarzyło naprawdę. Ta dziwna dwuznaczność na której oparto autentyczność reakcji niby aktorów a jednak aktorów. Przebywanie w środowisku naturalnym, zwłaszcza w nocy spowodowało autentyczny strach aktorów, mimo gry aktorskiej. To tak jakby wiedzieć że wszystko jest na niby ale jednak bać się dzięki pralękowi wylewającemu się z nas po ciemku.

Amerykański kanał TV, gdzie rzecz się dzieje naprawdę i gdzie np. policja goni rzeczywistych złoczyńców. Finezja aktorskiej gry w iluzji przestrzeni zastąpiona intensywnością wynikająca z fascynacji grozą.
Dziwna dwuznaczność w programach i filmach dziejących się niby normalnie razem z dziejącymi się po drodze wywiadami aktorów komentujących to co się stało jakby „na gorąco” Aktorzy naturszczycy grają niby siebie a jednak intuicja oglądającego mówi i widać po ich grze, że to udawanie nie udawania. Żenada. Paradoksalnie aktorzy profesjonalni którzy grają, czyli udają są jednak bardziej naturalni i wiarygodni. A ich gra powoduje że „magicznie”, odrealniająco wierzymy w większe wtedy prawdopodobieństwo opowiadanej historii.
 Powiało współczesnym brakiem magii. Kryzys

czwartek, 10 listopada 2016

:Akt kobiecy postaci skakającej :,A3, tempera, 2008r,

poniedziałek, 7 listopada 2016

Orlik biały chyba się zamyślił na drzewie w Zbierkowie

niedziela, 6 listopada 2016

Zmiana faktury rodziny przedmiotów, wys. 30 cm, szkło, papier