środa, 16 listopada 2016


Korespondencja e-mailowa między Karolem Woźniakiem a Włodzimierzem Trawińskim

"Picasso - komunista z krwi i kości".Frantisk Miks

Domniemany obraz Fałata
                                                            

Włodku!
Jak w tytule. Ot, taka "rzecz do przemyślenia". Można się zgodzić, można się nie zgodzić, można być "za, a nawet przeciw" - wolny czytelnik w wolnym kraju.
Wywiad współbrzmi z moimi odczuciami, ale ja też w końcu nie jestem Dekalog, żeby się ze mną zgadzać bezdyskusyjnie.
Możliwe, że autor (wywiadowany, w sęsie) tylko "się nie zna" - ale w takim razie tym bardziej "nie zna się" szeroka publiczność. A jak "się nie zna", to i "nie umie docenić". Czego skutkiem jest "wiater hulający, jak w artykule"; CBDU ;-)
(Docenią, rzecz jasna, koledzy po fachu - tyle, że ci galerii nie zapełnią... Wot, żyzń.)
Tak czy śmak, najnowsze "Do rzeczy", wywiad z Františkiem Mikšem, rednaczem czeskiego miesięcznika społeczno-kulturalnego "Kontexty", tytuł: "Picasso - komunista z krwi i kości".
W załączonym skanie kawałek "o Picassie" wyciąłem, bo niewiele wnosił do tematu "szerszego tła" i "kontekstu historyczno-społecznego", o których jest mowa w drugiej części. Którą załączam poniżej.
Endżoj ;-)
pzdr,
K.

Karolu! 
Artykuł czytałem i go znam. Już napisałem artykuł na ten temat. Ja rozumiem argumenty tego pana. Ale czy nie jest to przejaw jego pychy? Nie umie nakręcić imienin u cioci ale się wypowiada tak deklaratywnie o wszechrzeczy. Trochę z jego strony więcej pokory. On i tak nawet by nie mógł pędzli myć Picassowi. Ciągle jeszcze. A tak na koniec, bo już mi się nie chce o tym gadać,  to o sztuce powinni się wypowiadać autorytatywnie tylko plastycy i to Ci co nie maja wlane na swój temat za bardzo a także Ci  co kumają problemy, sprzeczności itd. Czyli mało ich.
To tyle na razie oł żesz!    Pozdrawiam Włodek!

Włodku!
 Karolu! Artykuł czytałem i go znam. Już napisałem artykuł na ten temat. Ja rozumiem argumenty tego pana. Ale czy nie jest to przejaw jego pychy?

Co do emocjonalnego życia wewnętrznego autora to ciężko mi się wypowiadać - ale jednak, w moim odczuciu, jest to raczej "obserwacja", "konkluzja" - być może połączona z jakąś tam dozą frustracji - frustracji tym, że ci "wybitni" nie mogą (?) pojąć prostej zależności, która się wykłada jako "liczba odbiorców dzieła jest odwrotnie proporcjonalna do stopnia przetworzenia rzeczywistości w dziele".

Jeśli bowiem sztuka plastyczna, a w tym konkretnym przypadku szeroko rozumiane "malarstwo i rysunek", jest "odwzorowaniem i przetworzeniem" (o ile dobrze zapamiętałem myśl) to im więcej tego "przetworzenia" ("interpretacji") tym mniej "odwzorowania" ("wierności oryginałowi"). Znów, umówmy się, jest to pewnego rodzaju uproszczenie, więc mniejsza o drobiazgi - w skrócie mam na myśli to, że jest to trochę tak jak "z napitkami wyskokowymi".
Owszem, jeszcze są i cukier i inne "aromaty", ale zasadniczo mamy w nich wodę i alkohol - i im więcej jednego, tym mniej drugiego, kropka.
I są tacy konsumenci, którzy potrafią łykać czysty spirytus "pod manufakturę"*, gdy inni doznają zawrotów głowy po wypiciu pół piwa a wódki nie przełkną. Ale to "skrajności spektrum" (suchozakonnych pomijam) - i jak w każdym rozkładzie statystytcznym Gaussa jest jakieś maksimum tego spektrum, oraz minima "po skrajnościach".

W sytuacji "konsumpcji sztuki" mamy spektrum od "kicz odpustowy" (jaskinie Lascaux i inne takie pomijam, rozważamy bowiem tu "malarstwo białego człowieka"), który podoba się tylko ślepym i prostakom (ewentualnie jeszcze "ślepym prostakom" - bo już przeciętny odbiorca zauważy, że "te owieczki, panie, jakieś takie nie teges są, światło "z czapy", chałupy po lewej mają odwróconą perspektywę geometryczną, a gawron na drzewie ma ponad metr wzrostu" - to tak w nawiązaniu do "Fałata") po czarny kwadrat na białym tle (dla niedaltonistów mamy też mondrianowską wersję tego tematu).

Przeciętny odbiorca potrafi zaś podziwiać "tak ogólnie" np. taką "Straż nocną" Rembrandta - choć może sześćdziesięciu warstw laserunków nie zobaczy. Doceni Turnera czy pointylistów, Modigliani może jawić mu się zmanierowanym, ale powie "mają te kobitki swój urok, choć nie jest to Venus Botticellego".
Patrząc na obrazy Nikifora zobaczy -jako pierwsze wrażenie- że tam wszystko się "rozsypuje" (w skrócie, wrażenie z gatunku "kupa drzew, ale lasu nie widać" - rozwinę przy okazji, paszczowo). Jeśli będzie miał jakieś "przygotowanie" albo "wiedzę" (lub "suflera" - załączam ukłony) to zauważy na przykład, że "każda dachówka jest w innym kolorze" - ale jednak kluczowym słowem tutaj jest "jeśli".

A co zobaczy patrząc na czarny kwadrat na bialym tle? (kolorowe kwadraty, jeśli niedaltonista...) - Bingo! Tak, zobaczy... ee... czarny kwadrat na białym tle, I suppose...?

Gdyż albowiem dla znakomitej większości człowieków sztuka jest "przyprawą życia", nie "sensem głównym, celem i osią". Przez co nie tylko "się nie znają", ale jeszcze -o zgrozo!- wcale się tym nie przejmują.
O czym też autor wspomniał w wywiadzie, co pozwolę sobie przypomnieć:

 Każdy ma w sobie potrzebę sztuki, przeżywania piękna i harmonii, współbrzmienia z przyrodą i otaczającym światem. Sztuka pomaga, a przynajmniej miałaby pomagać, wychodzić na przeciw tym pragnieniom.

Zwracam na tą myśl uwagę, gdyż ona jest tu punktem wyjścia do dalszych rozważań - ODBIORCA jest tu "miarą rzeczy", nie Twórca czy jego Dzieło. I jeśli Twórca nie stworzy tego, co -niezależnie od zamiarów i ambicji Twórcy- Odbiorcy będzie się "podobać" i będzie do niego "mówić", to taki odbiorca zwyczajnie to zignoruje - bo taka sztuka jak kwadraty Mondriana czy Malewicza obchodzą go tyle, co zeszłoroczny śnieg. I nawet nie to, że on, ten Odbiorca, "nie potrafi docenić i się nie zna" - jest jeszcze GORZEJ, Odbiorcę to po prostu NIE INTERESUJE.
        Na marginesie i przykładzie:
        Niewątpliwie muzyka dodekafoniczna czy inna "współczesna" jest zbiorem dźwięków skomponowanym przez wybitnie wybitnych Twórców - ale kto tego słucha? (Przejrzyj swoją audiotekę, tak przy okazji...)
        Oberka posłucha chętnie każdy wieśniak; każdy obdarzony słuchem i poczuciem rytmu połączoną z pewną wrażliwością z przyjemnością wysłucha "Eine Kleine Nachtmusik" czy inny "Konzert 21." Mozarta. Tak samo "Muzyka na wodzie" Haendla, polonezy Chopina czy "Le Quattro Stagioni" Vivaldiego.

        "Obrazki z wystawy" czy "Noc na Łysej górze" Musorgskiego, albo taka "d-moll toccata i fuga" Bacha wymagają już trochę większej wrażliwości muzycznej, podobnie jak bardziej współczesne dzieła Jana A.P. Kaczmarka czy Garbarka.
        A jak wielkie jest grono odbiorców "współczesnego jazzu" (bajdełej, "jazz": [radosny] zgiełk, hałas, nieszczery/ przesadny entuzjazm), którym tak zachwyca się, na przykład , niejaki Jan "Ptaszyn" Wróblewski? Zapewniam cię, że po pięciu minutach słuchania najwybitniejszych dzieł z płytoteki Ptaszyna zwyczajnie byś wymiękł. A słuchając "jeszcze wyższej szkoły jazdy po uszach" autorstwa takiego np. Pendereckiego czy innego "współcześnisty" wyłączyłbyś "te dźwięki" po dwóch minutach najdalej.
        Można, oczywiście, wieszać psy na słuchaczach, narzekać, że "się nie znają" - ale, niestety, tych słuchaczy będą te wypominania angażować równie żywo, co same dzieło. Ergo, na koncerty współcześnistów przychodzą po pierwsze muzycy (znaczy, ci, którzy wykonują dzieło), oraz.. pewnie ktoś jeszcze, ale ja nie znam.
        Można, oczywiście, pomstować, że dla większości "człowieków tak w ogóle" podstawowe zainteresowania to "wypić, zakąsić i pogruchać" (jak to zgrabnie ujmuje kolega Michalkiewicz), ale po mojemu to tak trochę jakby pomstować, że deszcz jest mokry a w zimie jest zimno. ("Pani Kierownik - jak jest zima to musi być zimno, takie jest odwieczne prawo natury".) 
Wracając zaś do sztuk plastycznych:
Ergo, niezależnie od geniuszu czy hochsztaplerstwa takiego czy innego Twórcy, przeciętny odbiorca z równą atencją potraktuje "niebieskie płótno malowane żółtą modelką przy akompaniamencie dźwięku A" (o ile czegoś nie poplątałem), obraz z puszką zupy Campbell, czarny kwadrat na białym tle, oraz "owieczki Fałata" - bo czy się tobie to spodoba czy cię to oburzy, to tak właśnie z grubsza wygląda "kategoryzacja zwykłego oglądacza".
"Drogi Panie, nie od dzisiaj znam z relacji Pańskie racje - ostre one że ho ho! Panie, na co Panu to - pan zobaczy jaką mamy sytuację" śpiewał ongiś Młynarski. Znaczy, "rzeczywistość skrzecząca", względnie "wyżej pleców nie podskoczysz".
Więc cóż pozostaje? Oddajmy jeszcze raz głos Poecie:
Lecz nie wygasł we mnie bunt,
znów zmacałem nogą grunt,
kiedyś facet ten wysłucha moich racji!
Nie ustanę w walce, aż
prawdę mu wygarnę w twarz,
ja go dorwę, jak nie będzie sytuacji!
Ani tamtej, ani tej,
ani dobrej, ani złej,
w snach to widzę, gdy nocami przez sen gadam...
Ustępują ważne drzwi,
sytuacji nie ma i
ja się wtedy - przypuszczalnie... wypowiadam
;-)
____
* - pod manufakturę - tak kiedyś określano picie "na sucho", bez "zakuszania" - pysk tylko obtarty rękawem marynarki lub koszuli, które drzewiej produkowano "w manufakturach" - stąd to określenie.
 Nie umie nakręcić imienin u cioci ale sie wypowiada tak deklaratywnie o wszechrzeczy. Trochę z jego strony więcej pokory.
Nie byłem na tych imieninach, nie widziałem - zatem się w temacie nie wypowiadam i przyjmuję za dobrą monetę relację mojego interlokutora ;-)
I nie, nie "o wszechrzeczy", a tylko o "odczuciach człowieka zwykłego przy obcowaniu ze sztuką" oraz o "rozmijaniu się Twórców i Odbiorców". I "kontekście społecznym" (w końcu, red-nacz miesięcznika "Kontexty"...)
Że "autor źle rozkłada akcenty", coś tam "pomija i nie zauważa" - i w ogóle "wszystko mu się tylko z jednym kojarzy"? Możliwe, ale oddajmy jeszcze raz głos autorowi:
> - A pańska pasja to...
> - Wszystko to, co stoi "za". Podglebie, tło w historii, sztuce, polityce. Kulturowy kontekst wywrócenia sztuki "do góry nogami". Jak to wszystko odbija się na człowieku i społeczeństwie.
Nie ma tu "myśli i zamiarów twórcy", nie ma "głębszych treści formalnych" (wiem, że to taka "sucha woda"), nie ma "wieloznaczności planów" czy innych "paradoksów" albo "sprzeczności" - jest historia, kultura, odbiorca, "prądy i tryndy" intelektualne (albo "intelektualne inaczej") - prawda?
- Michałku, zjedz szpinak - szpinak jest bardzo dobry! (= "zdrowy, pożywny")
- Nie będę jadł szpinaku, on jest niedobry! (= "niesmaczny, nieapetycznie wyglądający")
Widzimy tu jakąś szansę konsensusu w stanowiskach Michałka i jego mamy? No ja też nie bardzo... ;-)
 On i tak nawet by nie mógł pędzli myć Picassowi. Ciągle jeszcze.
...a co gorsza, on ma głęboko w poważaniu tak tego picassowego pędzla, jak i to, w którą... ee... farbę, rzecz jasna, Picasso go wkładał. Chamstwo, po prostu...

Panie Włodzimierz, Pan zauważyłeś, że pan Miks nie tyle mówił o MALARSTWIE kolegi Picassa, co o ŻYCIU i POSTAWIE malarza Picassa - ? "A to niezupełnie to samo, a wręcz zupełnie nie to samo", jak to zauważyła Alicja...
(Pomijam już zupełnie, że akurat wątek picassowski to ja z tych tu rozważań wyciąłem całkowicie, jako poboczny i nieistotny - o czym zresztą expressis verbis napisałem - ale jeśli musisz to ja nie mam nic naprzeciwko. ;-)

Prace Picassa "jako takie" są tutaj drugorzędne - bo Miks (ponownie przypomnę) nie ocenia tu dzieł jako takich (a już na pewno nie one są "w centrum uwagi i uwag"), lecz raczej twórców tych dzieł, ich "tło kulturowo-społeczne", "przemyślenia" i idee, jakie im przyświecały - oraz, last but not least, wpływ tego wszystkiego "na życie i ludzi".
Na ten przykład uwaga, że "galerie świecą pustkami" NIE JEST oceną wystawionych tam dzieł per se, a jedynie (czy też "przede wszystkim") oceną ZAINTERESOWANIA LUDZI tymi dziełami. Które mogą być wybitne, że hoho! (jak te puszki zupy Campbell), albo wręcz przeciwpołożnie - ale po galerii wiatr i tak hula.

"I choćby przyszło tysiąc krytyków, i każdy zjadłby tysiąc tryptyków, i choćby nie wiem jak się natężał - to nie uciągną, taki to ...opór odbiorców."

 A tak na koniec, bo już mi sie nie chce o tym gadać,  to o sztuce powinni sie wypowiadac autorytatywnie tylko plastycy

Amerykanie określają takie coś powiedzeniem "inmates runnig the asylum", co można by przełożyć na nasze jako "świry zarządzają wariatkowem" ;-)

Z tym, że jest to wyrażenie idiomatyczne, i tak jak uwaga polskiego rozmówcy nie skupia się na "bigosie" (narobionym), "piwie" (nawarzonym) czy "musztardzie" (po obiedzie) tylko słuchacz "widzi z marszu" pewną sytuację/ klimat/ przesłanie ogólne, tak i tu nie należy zbytnio skupiać się na tych "świrach". Użycie w porzekadle tych świrów to tylko takie, myślę, "skrajne exemplum", "reductio ad absurdum" pewnego "sposobu nyślenia/ widzenia rzeczy".
Ale zgoda, niech O SZTUCE wypowiadają się tylko ci, co "się znają" (i nie mają poprzewracane w głowach - a jak to słusznie zauważył mój Przedmówca, takich to "ze świecą pod słońcem szukać") - natomiast chciałbym się tylko spytać, czy do wyłącznej prerogatywy PT Plastyków zaliczymy także ocenianie następujących kwestii:

1. czy dane dzieło podoba się (= podobać się ma) tzw. "zwykłemu Odbiorcy"? - oraz:
2. czy "nieplastycy" mają prawo wypowiadać się na temat "postaw życiowych" plastyków (jak np. tutaj - fascynacje zbrodniczymi systemami i ich popieranie - a Picasso czy Malewicz wcale nie są tu wyjątkiem**), czy też jednak ocena POSTAW i WYBORÓW ideologicznych Plastyków (i ich "postulatów społecznych") też jest zarezerwowana wyłącznie dla innych Plastyków?

Na ten zumbajszpil:
> "Zniszczmy wszystkie miasta i wsie starsze niż pięćdziesięcioletnie. Zakażmy odwołań do przyrody w sztuce. Także ukazywania miłości i prawdy. Niech pozostanie tylko człowiek i wojna"
Czy to też ma być przedmiotem oceny "tylko plastyków"? Oraz, czy ów czarny kwadrat (nie mylić z чёрный ворон - choć ten tam bardzo mocno, mam wrażenie, jest w tle...) to jest przyczyna, czy skutek "postawy i poglądów jak wyżej"?
____
** - per analogiam, czy wybory życiowe norweskiego pisarza-noblisty, Knuta Hamsuna, mógł oceniać w powojennej Nowregii sąd powszechny i "społeczeństwo", czy należało zostawić to tylko krytykom literackim?
Przypomnę krótko (za Wikipedią):
Przed II wojną światową i w jej trakcie popierał Adolfa Hitlera i nazistów, za co po wojnie był sądzony i poddany ogólnonarodowemu ostracyzmowi. W 1942 Hamsun spotkał się z Hitlerem. W 1943 oddał nawet swój medal, będący częścią Nagrody Nobla, Josephowi Goebbelsowi na znak podziwu; jeszcze w maju 1945 roku opublikował artykuł gloryfikujący Hitlera.
Dokładniej, za angielską Wikipedią:
After Hitler's death, he published a short obituary [nekrolog rozszerzony o krótką biografię] in which he described him as "a preacher of the gospel of justice for all nations" (w którym nazwał Hitlera "głosicielem ewangelii sprawiedliwości dla wszystkich narodów").
Albo czy Sartrowskie fascynacje rządem Czerwonych Khmerów w Kambodży mamy zostawić ocenie tylko innych filozofów?

Rzecz do przemyślenia, jak mawiał Stirlitz...

 i to Ci co nie maja wlane na swój temat za bardzo a także Ci
 co kumaja problemy, sprzeczności itd. Czyli mało ich.

I tu także "zdam się na opinię przedmówcy", gdyż brak mi wiedzy w temacie. Ale jednak optymistycznie zakładam, że tacy są, a poza tym -mam wrażenie- że jednak "dominujący trynd" jest taki właśnie, że o sztuce, zwłaszcza tej nam współczesnej, wypowiadają się właśnie (prawie wyłącznie...?) inni plastycy. (A czy się w swoich ocenach ze sobą zgadzają, czy nie, to już inna kwestia - i nie będziemy tu wnikać w szczegóły, bo jeszcze jakie dziecko to przeczyta i będzie nieszczęście - jak z tymi Mrożkowymi uczniami, co widzieli porwanego przez wiatr Słonia.)
Niemniej, jesteśmy na dobrej drodze - "coraz bardziej" o sztuce wypowiadają się plastycy (i mało kto jeszcze...). I "chwała im, a ignorantom precz", że tak sprafrazuję pewnego (nie)sławnego SMSa.
Niech się różne Frantiski wypowiadają u cioci na imieninach, od Sztuki im wara.
...I tylko pozostaje to niepokojące pytanie, czy ten "wiatr w galeriach" to jakiś "kryzys", czy może jednak ten Kisielowy "rezultat" - ?...

"Odpowie ci wiatr, wiejący przez świat - i ty swą odpowiedź rzuć na wiatr", jak to zauważył inny noblista...
I tą optimisticzną akcentą... ;-)

 To tyle na razie oł żesz!
Również pozdrawiam serdecznie mojego interlokutora  : )
(Jak to szło w tej anegdotce - wymiana pozdrowień w listach: "Pozdrawiam Cię mój Bratanku i serdecznie całuję w czoło!" "Dziękuję Ci pięknie, mój Stryju, i zwrotnie całuję Cię w drugą stronę!"

Ale zgoda - stąpanie po cieńkim lodzie na grząskim polu minowym jest stresujące. Czynię zatem solenne postanowienie, iżby więcej tematów takich nie poruszać - a jeśli w postanowieniu swym nie wytrwam to poproszę, w takim przypadku, o zamieszczenie tej kordialnej salutacji zaraz na wstępie wypowiedzi. (A samą wypowiedź można wtedy, w zasadzie, pominąć ;-)

Pozostając w nieustającej atencji,     Pzdr, K.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz