Korespondencja e-mailowa między Karolem Woźniakiem a Włodzimierzem Trawińskim
"Picasso - komunista z krwi i kości".Frantisk Miks |
Domniemany obraz Fałata |
Włodku!
Jak w tytule. Ot, taka
"rzecz do przemyślenia". Można się zgodzić, można się nie zgodzić,
można być "za, a nawet przeciw" - wolny czytelnik w wolnym kraju.
Wywiad współbrzmi z moimi
odczuciami, ale ja też w końcu nie jestem Dekalog, żeby się ze mną zgadzać
bezdyskusyjnie.
Możliwe, że autor
(wywiadowany, w sęsie) tylko "się nie zna" - ale w takim razie tym
bardziej "nie zna się" szeroka publiczność. A jak "się nie
zna", to i "nie umie docenić". Czego skutkiem jest "wiater
hulający, jak w artykule"; CBDU ;-)
(Docenią, rzecz jasna,
koledzy po fachu - tyle, że ci galerii nie zapełnią... Wot, żyzń.)
Tak czy śmak, najnowsze
"Do rzeczy", wywiad z Františkiem Mikšem, rednaczem czeskiego
miesięcznika społeczno-kulturalnego "Kontexty", tytuł: "Picasso
- komunista z krwi i kości".
W załączonym skanie kawałek
"o Picassie" wyciąłem, bo niewiele wnosił do tematu "szerszego
tła" i "kontekstu historyczno-społecznego", o których jest mowa
w drugiej części. Którą załączam poniżej.
Endżoj ;-)
pzdr,
K.
Karolu!
Artykuł czytałem i go znam. Już napisałem artykuł na ten temat. Ja rozumiem
argumenty tego pana. Ale czy nie jest to przejaw jego pychy? Nie umie nakręcić
imienin u cioci ale się wypowiada tak deklaratywnie o wszechrzeczy. Trochę z
jego strony więcej pokory. On i tak nawet by nie mógł pędzli myć Picassowi. Ciągle
jeszcze. A tak na koniec, bo już mi się nie chce o tym gadać, to o sztuce powinni się wypowiadać
autorytatywnie tylko plastycy i to Ci co nie maja wlane na swój temat za bardzo
a także Ci co kumają problemy,
sprzeczności itd. Czyli mało ich.
To tyle na razie oł
żesz! Pozdrawiam Włodek!
Włodku!
Karolu! Artykuł czytałem i go znam. Już
napisałem artykuł na ten temat. Ja rozumiem argumenty tego pana. Ale czy nie
jest to przejaw jego pychy?
Co do emocjonalnego życia
wewnętrznego autora to ciężko mi się wypowiadać - ale jednak, w moim odczuciu,
jest to raczej "obserwacja", "konkluzja" - być może
połączona z jakąś tam dozą frustracji - frustracji tym, że ci
"wybitni" nie mogą (?) pojąć prostej zależności, która się wykłada
jako "liczba odbiorców dzieła jest odwrotnie proporcjonalna do stopnia
przetworzenia rzeczywistości w dziele".
Jeśli bowiem sztuka
plastyczna, a w tym konkretnym przypadku szeroko rozumiane "malarstwo i
rysunek", jest "odwzorowaniem i przetworzeniem" (o ile dobrze
zapamiętałem myśl) to im więcej tego "przetworzenia"
("interpretacji") tym mniej "odwzorowania" ("wierności
oryginałowi"). Znów, umówmy się, jest to pewnego rodzaju uproszczenie, więc
mniejsza o drobiazgi - w skrócie mam na myśli to, że jest to trochę tak jak
"z napitkami wyskokowymi".
Owszem, jeszcze są i cukier i
inne "aromaty", ale zasadniczo mamy w nich wodę i alkohol - i im
więcej jednego, tym mniej drugiego, kropka.
I są tacy konsumenci, którzy
potrafią łykać czysty spirytus "pod manufakturę"*, gdy inni doznają
zawrotów głowy po wypiciu pół piwa a wódki nie przełkną. Ale to
"skrajności spektrum" (suchozakonnych pomijam) - i jak w każdym
rozkładzie statystytcznym Gaussa jest jakieś maksimum tego spektrum, oraz
minima "po skrajnościach".
W sytuacji "konsumpcji
sztuki" mamy spektrum od "kicz odpustowy" (jaskinie Lascaux i
inne takie pomijam, rozważamy bowiem tu "malarstwo białego
człowieka"), który podoba się tylko ślepym i prostakom (ewentualnie
jeszcze "ślepym prostakom" - bo już przeciętny odbiorca zauważy, że
"te owieczki, panie, jakieś takie nie teges są, światło "z
czapy", chałupy po lewej mają odwróconą perspektywę geometryczną, a gawron
na drzewie ma ponad metr wzrostu" - to tak w nawiązaniu do "Fałata")
po czarny kwadrat na białym tle (dla niedaltonistów mamy też mondrianowską
wersję tego tematu).
Przeciętny odbiorca potrafi
zaś podziwiać "tak ogólnie" np. taką "Straż nocną"
Rembrandta - choć może sześćdziesięciu warstw laserunków nie zobaczy. Doceni
Turnera czy pointylistów, Modigliani może jawić mu się zmanierowanym, ale powie
"mają te kobitki swój urok, choć nie jest to Venus Botticellego".
Patrząc na obrazy Nikifora
zobaczy -jako pierwsze wrażenie- że tam wszystko się "rozsypuje" (w
skrócie, wrażenie z gatunku "kupa drzew, ale lasu nie widać" -
rozwinę przy okazji, paszczowo). Jeśli będzie miał jakieś
"przygotowanie" albo "wiedzę" (lub "suflera" -
załączam ukłony) to zauważy na przykład, że "każda dachówka jest w innym
kolorze" - ale jednak kluczowym słowem tutaj jest "jeśli".
A co zobaczy patrząc na
czarny kwadrat na bialym tle? (kolorowe kwadraty, jeśli niedaltonista...) -
Bingo! Tak, zobaczy... ee... czarny kwadrat na białym tle, I suppose...?
Gdyż albowiem dla znakomitej
większości człowieków sztuka jest "przyprawą życia", nie "sensem
głównym, celem i osią". Przez co nie tylko "się nie znają", ale
jeszcze -o zgrozo!- wcale się tym nie przejmują.
O czym też autor wspomniał w
wywiadzie, co pozwolę sobie przypomnieć:
Każdy
ma w sobie potrzebę sztuki, przeżywania piękna i harmonii, współbrzmienia z
przyrodą i otaczającym światem. Sztuka pomaga, a przynajmniej miałaby pomagać,
wychodzić na przeciw tym pragnieniom.
Zwracam na tą myśl uwagę,
gdyż ona jest tu punktem wyjścia do dalszych rozważań - ODBIORCA jest tu
"miarą rzeczy", nie Twórca czy jego Dzieło. I jeśli Twórca nie
stworzy tego, co -niezależnie od zamiarów i ambicji Twórcy- Odbiorcy będzie się
"podobać" i będzie do niego "mówić", to taki odbiorca
zwyczajnie to zignoruje - bo taka sztuka jak kwadraty Mondriana czy Malewicza
obchodzą go tyle, co zeszłoroczny śnieg. I nawet nie to, że on, ten Odbiorca,
"nie potrafi docenić i się nie zna" - jest jeszcze GORZEJ, Odbiorcę
to po prostu NIE INTERESUJE.
Na marginesie i przykładzie:
Niewątpliwie muzyka dodekafoniczna czy
inna "współczesna" jest zbiorem dźwięków skomponowanym przez wybitnie
wybitnych Twórców - ale kto tego słucha? (Przejrzyj swoją audiotekę, tak przy
okazji...)
Oberka posłucha chętnie każdy wieśniak;
każdy obdarzony słuchem i poczuciem rytmu połączoną z pewną wrażliwością z
przyjemnością wysłucha "Eine Kleine Nachtmusik" czy inny
"Konzert 21." Mozarta. Tak samo "Muzyka na wodzie" Haendla,
polonezy Chopina czy "Le Quattro Stagioni" Vivaldiego.
"Obrazki z wystawy" czy
"Noc na Łysej górze" Musorgskiego, albo taka "d-moll toccata i
fuga" Bacha wymagają już trochę większej wrażliwości muzycznej, podobnie
jak bardziej współczesne dzieła Jana A.P. Kaczmarka czy Garbarka.
A jak wielkie jest grono odbiorców
"współczesnego jazzu" (bajdełej, "jazz": [radosny] zgiełk,
hałas, nieszczery/ przesadny entuzjazm), którym tak zachwyca się, na przykład ,
niejaki Jan "Ptaszyn" Wróblewski? Zapewniam cię, że po pięciu
minutach słuchania najwybitniejszych dzieł z płytoteki Ptaszyna zwyczajnie byś
wymiękł. A słuchając "jeszcze wyższej szkoły jazdy po uszach"
autorstwa takiego np. Pendereckiego czy innego "współcześnisty"
wyłączyłbyś "te dźwięki" po dwóch minutach najdalej.
Można, oczywiście, wieszać psy na
słuchaczach, narzekać, że "się nie znają" - ale, niestety, tych
słuchaczy będą te wypominania angażować równie żywo, co same dzieło. Ergo, na
koncerty współcześnistów przychodzą po pierwsze muzycy (znaczy, ci, którzy
wykonują dzieło), oraz.. pewnie ktoś jeszcze, ale ja nie znam.
Można, oczywiście, pomstować, że dla
większości "człowieków tak w ogóle" podstawowe zainteresowania to
"wypić, zakąsić i pogruchać" (jak to zgrabnie ujmuje kolega
Michalkiewicz), ale po mojemu to tak trochę jakby pomstować, że deszcz jest
mokry a w zimie jest zimno. ("Pani Kierownik - jak jest zima to musi być
zimno, takie jest odwieczne prawo natury".)
Wracając zaś do sztuk
plastycznych:
Ergo, niezależnie od geniuszu
czy hochsztaplerstwa takiego czy innego Twórcy, przeciętny odbiorca z równą
atencją potraktuje "niebieskie płótno malowane żółtą modelką przy
akompaniamencie dźwięku A" (o ile czegoś nie poplątałem), obraz z puszką
zupy Campbell, czarny kwadrat na białym tle, oraz "owieczki Fałata" -
bo czy się tobie to spodoba czy cię to oburzy, to tak właśnie z grubsza wygląda
"kategoryzacja zwykłego oglądacza".
"Drogi Panie, nie od
dzisiaj znam z relacji Pańskie racje - ostre one że ho ho! Panie, na co Panu to
- pan zobaczy jaką mamy sytuację" śpiewał ongiś Młynarski. Znaczy,
"rzeczywistość skrzecząca", względnie "wyżej pleców nie
podskoczysz".
Więc cóż pozostaje? Oddajmy
jeszcze raz głos Poecie:
Lecz nie wygasł we mnie bunt,
znów zmacałem nogą grunt,
kiedyś facet ten wysłucha
moich racji!
Nie ustanę w walce, aż
prawdę mu wygarnę w twarz,
ja go dorwę, jak nie będzie
sytuacji!
Ani tamtej, ani tej,
ani dobrej, ani złej,
w snach to widzę, gdy nocami
przez sen gadam...
Ustępują ważne drzwi,
sytuacji nie ma i
ja się wtedy -
przypuszczalnie... wypowiadam
;-)
____
* - pod manufakturę - tak
kiedyś określano picie "na sucho", bez "zakuszania" - pysk
tylko obtarty rękawem marynarki lub koszuli, które drzewiej produkowano "w
manufakturach" - stąd to określenie.
Nie umie nakręcić imienin u cioci ale sie
wypowiada tak deklaratywnie o wszechrzeczy. Trochę z jego strony więcej pokory.
Nie byłem na tych imieninach,
nie widziałem - zatem się w temacie nie wypowiadam i przyjmuję za dobrą monetę
relację mojego interlokutora ;-)
I nie, nie "o
wszechrzeczy", a tylko o "odczuciach człowieka zwykłego przy
obcowaniu ze sztuką" oraz o "rozmijaniu się Twórców i
Odbiorców". I "kontekście społecznym" (w końcu, red-nacz
miesięcznika "Kontexty"...)
Że "autor źle rozkłada
akcenty", coś tam "pomija i nie zauważa" - i w ogóle
"wszystko mu się tylko z jednym kojarzy"? Możliwe, ale oddajmy
jeszcze raz głos autorowi:
> - A pańska pasja to...
> - Wszystko to, co stoi
"za". Podglebie, tło w historii, sztuce, polityce. Kulturowy kontekst
wywrócenia sztuki "do góry nogami". Jak to wszystko odbija się na
człowieku i społeczeństwie.
Nie ma tu "myśli i
zamiarów twórcy", nie ma "głębszych treści formalnych" (wiem, że
to taka "sucha woda"), nie ma "wieloznaczności planów" czy
innych "paradoksów" albo "sprzeczności" - jest historia,
kultura, odbiorca, "prądy i tryndy" intelektualne (albo
"intelektualne inaczej") - prawda?
- Michałku, zjedz szpinak -
szpinak jest bardzo dobry! (= "zdrowy, pożywny")
- Nie będę jadł szpinaku, on
jest niedobry! (= "niesmaczny, nieapetycznie wyglądający")
Widzimy tu jakąś szansę
konsensusu w stanowiskach Michałka i jego mamy? No ja też nie bardzo... ;-)
On i
tak nawet by nie mógł pędzli myć Picassowi. Ciągle jeszcze.
...a co gorsza, on ma głęboko
w poważaniu tak tego picassowego pędzla, jak i to, w którą... ee... farbę,
rzecz jasna, Picasso go wkładał. Chamstwo, po prostu...
Panie Włodzimierz, Pan
zauważyłeś, że pan Miks nie tyle mówił o MALARSTWIE kolegi Picassa, co o ŻYCIU
i POSTAWIE malarza Picassa - ? "A to niezupełnie to samo, a wręcz zupełnie
nie to samo", jak to zauważyła Alicja...
(Pomijam już zupełnie, że
akurat wątek picassowski to ja z tych tu rozważań wyciąłem całkowicie, jako
poboczny i nieistotny - o czym zresztą expressis verbis napisałem - ale jeśli
musisz to ja nie mam nic naprzeciwko. ;-)
Prace Picassa "jako
takie" są tutaj drugorzędne - bo Miks (ponownie przypomnę) nie ocenia tu
dzieł jako takich (a już na pewno nie one są "w centrum uwagi i
uwag"), lecz raczej twórców tych dzieł, ich "tło
kulturowo-społeczne", "przemyślenia" i idee, jakie im
przyświecały - oraz, last but not least, wpływ tego wszystkiego "na życie
i ludzi".
Na ten przykład uwaga, że
"galerie świecą pustkami" NIE JEST oceną wystawionych tam dzieł per
se, a jedynie (czy też "przede wszystkim") oceną ZAINTERESOWANIA
LUDZI tymi dziełami. Które mogą być wybitne, że hoho! (jak te puszki zupy Campbell),
albo wręcz przeciwpołożnie - ale po galerii wiatr i tak hula.
"I choćby przyszło
tysiąc krytyków, i każdy zjadłby tysiąc tryptyków, i choćby nie wiem jak się
natężał - to nie uciągną, taki to ...opór odbiorców."
A tak na koniec, bo już mi sie nie chce o tym
gadać, to o sztuce powinni sie
wypowiadac autorytatywnie tylko plastycy
Amerykanie określają takie
coś powiedzeniem "inmates runnig the asylum", co można by przełożyć
na nasze jako "świry zarządzają wariatkowem" ;-)
Z tym, że jest to wyrażenie
idiomatyczne, i tak jak uwaga polskiego rozmówcy nie skupia się na
"bigosie" (narobionym), "piwie" (nawarzonym) czy
"musztardzie" (po obiedzie) tylko słuchacz "widzi z marszu"
pewną sytuację/ klimat/ przesłanie ogólne, tak i tu nie należy zbytnio skupiać
się na tych "świrach". Użycie w porzekadle tych świrów to tylko
takie, myślę, "skrajne exemplum", "reductio ad absurdum"
pewnego "sposobu nyślenia/ widzenia rzeczy".
Ale zgoda, niech O SZTUCE
wypowiadają się tylko ci, co "się znają" (i nie mają poprzewracane w
głowach - a jak to słusznie zauważył mój Przedmówca, takich to "ze świecą
pod słońcem szukać") - natomiast chciałbym się tylko spytać, czy do
wyłącznej prerogatywy PT Plastyków zaliczymy także ocenianie następujących
kwestii:
1. czy dane dzieło podoba się
(= podobać się ma) tzw. "zwykłemu Odbiorcy"? - oraz:
2. czy
"nieplastycy" mają prawo wypowiadać się na temat "postaw
życiowych" plastyków (jak np. tutaj - fascynacje zbrodniczymi systemami i
ich popieranie - a Picasso czy Malewicz wcale nie są tu wyjątkiem**), czy też
jednak ocena POSTAW i WYBORÓW ideologicznych Plastyków (i ich "postulatów
społecznych") też jest zarezerwowana wyłącznie dla innych Plastyków?
Na ten zumbajszpil:
> "Zniszczmy
wszystkie miasta i wsie starsze niż pięćdziesięcioletnie. Zakażmy odwołań do
przyrody w sztuce. Także ukazywania miłości i prawdy. Niech pozostanie tylko
człowiek i wojna"
Czy to też ma być przedmiotem
oceny "tylko plastyków"? Oraz, czy ów czarny kwadrat (nie mylić z
чёрный ворон - choć ten tam bardzo mocno, mam wrażenie, jest w tle...) to jest
przyczyna, czy skutek "postawy i poglądów jak wyżej"?
____
** - per analogiam, czy
wybory życiowe norweskiego pisarza-noblisty, Knuta Hamsuna, mógł oceniać w
powojennej Nowregii sąd powszechny i "społeczeństwo", czy należało
zostawić to tylko krytykom literackim?
Przypomnę krótko (za
Wikipedią):
Przed II wojną światową i w
jej trakcie popierał Adolfa Hitlera i nazistów, za co po wojnie był sądzony i
poddany ogólnonarodowemu ostracyzmowi. W 1942 Hamsun spotkał się z Hitlerem. W
1943 oddał nawet swój medal, będący częścią Nagrody Nobla, Josephowi
Goebbelsowi na znak podziwu; jeszcze w maju 1945 roku opublikował artykuł
gloryfikujący Hitlera.
Dokładniej, za angielską
Wikipedią:
After Hitler's death, he
published a short obituary [nekrolog rozszerzony o krótką biografię] in which
he described him as "a preacher of the gospel of justice for all
nations" (w którym nazwał Hitlera "głosicielem ewangelii
sprawiedliwości dla wszystkich narodów").
Albo czy Sartrowskie
fascynacje rządem Czerwonych Khmerów w Kambodży mamy zostawić ocenie tylko
innych filozofów?
Rzecz do przemyślenia, jak
mawiał Stirlitz...
i to Ci co nie
maja wlane na swój temat za bardzo a także Ci
co kumaja
problemy, sprzeczności itd. Czyli mało ich.
I tu także "zdam się na
opinię przedmówcy", gdyż brak mi wiedzy w temacie. Ale jednak
optymistycznie zakładam, że tacy są, a poza tym -mam wrażenie- że jednak
"dominujący trynd" jest taki właśnie, że o sztuce, zwłaszcza tej nam
współczesnej, wypowiadają się właśnie (prawie wyłącznie...?) inni plastycy. (A
czy się w swoich ocenach ze sobą zgadzają, czy nie, to już inna kwestia - i nie
będziemy tu wnikać w szczegóły, bo jeszcze jakie dziecko to przeczyta i będzie
nieszczęście - jak z tymi Mrożkowymi uczniami, co widzieli porwanego przez
wiatr Słonia.)
Niemniej, jesteśmy na dobrej
drodze - "coraz bardziej" o sztuce wypowiadają się plastycy (i mało
kto jeszcze...). I "chwała im, a ignorantom precz", że tak
sprafrazuję pewnego (nie)sławnego SMSa.
Niech się różne Frantiski
wypowiadają u cioci na imieninach, od Sztuki im wara.
...I tylko pozostaje to
niepokojące pytanie, czy ten "wiatr w galeriach" to jakiś
"kryzys", czy może jednak ten Kisielowy "rezultat" - ?...
"Odpowie ci wiatr,
wiejący przez świat - i ty swą odpowiedź rzuć na wiatr", jak to zauważył
inny noblista...
I tą optimisticzną akcentą...
;-)
To tyle na
razie oł żesz!
Również pozdrawiam serdecznie
mojego interlokutora : )
(Jak to szło w tej anegdotce
- wymiana pozdrowień w listach: "Pozdrawiam Cię mój Bratanku i serdecznie
całuję w czoło!" "Dziękuję Ci pięknie, mój Stryju, i zwrotnie całuję
Cię w drugą stronę!"
Ale zgoda - stąpanie po
cieńkim lodzie na grząskim polu minowym jest stresujące. Czynię zatem solenne
postanowienie, iżby więcej tematów takich nie poruszać - a jeśli w
postanowieniu swym nie wytrwam to poproszę, w takim przypadku, o zamieszczenie
tej kordialnej salutacji zaraz na wstępie wypowiedzi. (A samą wypowiedź można
wtedy, w zasadzie, pominąć ;-)
Pozostając w nieustającej
atencji, Pzdr, K.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz