Co jest lepsze- brazylijski serial czy "Doktor Haus"?
Co jest lepsze kolejny odcinek brazylijskiego serialu, przeżuty czy przetrawiony, czy też powtarzany „Doktor Haus”
Ten pierwszy przejaw kultury, daje obraz życia nieskomplikowanego, taki komediowo- romantyczny, nasycony namiętnościami granych postaci i pustymi emocjami sentymentalnymi oglądających, jako ucieczka od bólu i dla organizmów bardziej silnych biologicznie czyli kobiet i dzieci. A każdy tak czuje za młodu. A pod te emocje nakłada się często kicz i broni się tych emocji do końca, a nie zasadności tego dzieła. Bo tam praca kamery obiektywnie do kitu- ot tak ustawiasz ją w jednym miejscu i kręcisz góra- dół, lewo – prawo i bez różnic ostrości i powietrzności czy też z przypadku dla różnych sytuacji perspektywy koloru, światła jasności, słowem barwy. Ot wariant perspektywy malarskiej tego kwiatu od renesansu, gdzie tamci twórcy się w grobie zażenowani przewracają.
Na nic bełkotliwe zapewnienia intelektualisty który ogląda regularnie. Ten co się poddał i coś tam gada-że to akcja jak w antycznym teatrze- jedność czasu i miejsca i uproszczona literatura do jednoznacznych w intencji zachowań i głupawych wydarzeń. Ot wielka synteza.
Czy to jedyna korzyść- taki serial w szpitalu na sali kulturalno- oświatowej popołudniu, jako zapomnienie o chorobie dla tych biednych kobiet, pacjentek?
A obok wynalazek lat ostatnich z nurtu reality. Nie przeszkadza beznadziejna gra aktorska, naturszczyków i niby reporterskie niby na gorąco, a ustawiane filmowanie sytuacji jakie każdy może przeżyć u siebie. I jeszcze do tego te wywiady- żenada
Absurd- aktorzy którzy udają z definicji tworzą iluzję i są bardziej wiarygodni i prawdopodobni niż naturszczycy, co to niby nie udają, a są sztuczni bo jednak udają że nie udają.
Wielkie początki reality. Federico Fellini ten wybitny reżyser filmowy- z tym sposobem uzupełnienia iluzji akcji o reportaż w arcydziele „Rzym”: ale kiedy to było i kto to jest Fellini? Film fabularny (?) „Blair Witch” z nurtu reality który miał być zapisem autentycznym- był reżyserowany- choć posiłkujący się naturalnym archetypowym lękiem aktorów związanym z przebywaniem w dziczy po ciemku.
„Doktor Haus” jest lepszy, bo to gra jest.
Co jest lepsze emocja na kiju przed postacią, wymuszająca jakikolwiek ruch, ale bardziej do słuchania odgłosów niż patrzenia (a echo odpowiada „Kocham Cię na wieki”), czy odbicie się od obrazu ciężkiego życia w magię, w stronę beztroski wiecznej która mija, a gdy patrzysz na równinę pięknego pejzażu i nic nie mówisz? Finalnie- chusteczka do oczu płaczących, czy oko i czysty zachwyt nad światem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz