Film "Wielkie oczy"
Ach te urocze opowieści o
tym, że w przedwojennych rodzinach urzędników państwowych dbano
bardzo o wyrobienie gustu artystycznego dzieci, a artyści wiedzieli
o tym co to jest akt twórczy. Ach te wspaniałe czasy, które
minęły.
A czasy obecne są ciężkie. A
według starych babcinek żyjących na wsi tych, które nie wiedzą
nawet co to jest sztuka nowoczesna i psychoanaliza a doświadczają
pełni, nigdy nie były inne.
Film „Wielkie oczy”
jest o innych czasach- o latach 50-tych i 60-tych a jakby takich
samych co obecnie- o miłości, ciężkim życiu, o skomplikowanych
relacjach międzyludzkich o wykorzystywaniu jednego człowieka przez
drugiego i o walce o siebie mimo upływu osobniczego czasu. O grze
między odbiorcą sztuki a twórcą , między modą i rzeczywistymi
osiągnięciami.
A czasy są takie że
jedyną receptą na mentalny kryzys wynikający może z „wszystko-
wolno” , tylko-konsumpcji, dionizyjskiego opętania- jest rozmowa
elit Określone specjalistyczne świadomości muszą się
uzupełniać.
A mino postępu pytania
odwieczne zostają bez odpowiedzi i to nie tyle- po co tu jesteśmy
?, I co się w ogóle tu dzieje ?.
Poranek niedzielny w
kinie był intelektualnie owocny. Powiało przeszłością
idealizowaną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz