Jest jakaś oczywistość wiecznego czasu
Jest jakaś
oczywistość wiecznego czasu który pojawia się by zniknąć w tym rannym
zatrzymaniu się samochodem na światłach w ciemny listopadowy poranek. Gdy
muzyka poważna w radiu a światełka
czerwieni wszędzie w przestrzeni od samochodów widocznych od tył do znaków stopu do góry. To jakby inna postać
migotania świeczek i lampek w pierwszo listopadowy wieczór. Jest jakaś pełnia w
tym miejscu uchwyconym w chwili a wobec
goniących jakby od zawsze ludzkich postaci: do pracy do szkoły, do żłobka, do
końca- przemykających się bokiem sennych i ledwo świadomych. Budynki stojące od zawsze w tych samych znanych miejscach, latarnie
pilnujące dobytku, wieże kościołów
obecne i ponad wszystkimi z innego
wyższego bytu. Do nieba w przyszłości, do nieba przecież później. Księżyc w bielach wieczorem a punkt na niebie
wyobrażalny i nieuchwytny. Kiedyś do niego sprowadzi się świat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz