Byłem kiedyś na Białorusi i to mi się nie zdaje
Nie ma jak podróże. Byłem kiedyś na Białorusi i to mi się nie zdaje. Na początku lat dwutysięcznych w Grodnie, przygranicznym mieście w którym większość to kobiety, a mężczyźni raczej wszyscy zawiani. Wieczorami na głównym placu młode kobiety trójkami przechadzały się tam poszukując mężów i mimo tych popijających atmosfera unoszenia wyrażała pełne bezpieczeństwo. Siadłem za dnia w kawiarni z młodym towarzystwem, blisko głównego kościoła w mieście jak pamiętam z osobliwymi metalicznymi rzeźbami świętych w ascetycznym wnętrzu. Kawiarnia zwyczajne taka jak u nas w latach 80-tych. Rozmowa zeszła na to co się dzieje w Polsce, tym Eldorado za ich zachodnią granicą. Zacząłem im tłumaczyć że nie ma co się tak spieszyć do tego raju w którym o pracę bardzo trudno, przyjaźnie się ograniczają dzięki wyścigowi, a na Starym Rynku w dużym mieście można wieczorem spotkać agresywnych mężczyzn od których można dostać po pysku. Nie chcieli mi uwierzyć. W tym samym czasie do sąsiedniego stolika usiadł Egipcjanin w dredach, smagły, z kluczykami od zachodniej marki samochodu na palcu. Jak się okazało z rozmowy to obywatel Szwecji, który od trzech lat mieszkał w Grodnie a wcześniej dwa lata mieszkał w Olsztynie, bo uciekł ze Szwecji nie mogąc znieść samotności.
„Słyszycie?- powiedziałem. „On uciekł z tego miejsca do którego chcecie się dostać”. Była to absurdalna scena.
Mniej więcej latami w tym samym czasie okazało się ze dwóch młodych mężczyzn znanych z tego że za Komuny będąc chłopcami uciekli do Szwecji dekując się pod ciężarówką, o czym było w filmie polskim „300 mil do nieba” wrócili do Polski po wielu latach tam pobytu. Niektórzy znajomi polscy wyjechali tam do Szwecji jakiś czas temu i nie wracają jakoś. Od osób które pracowały okazyjnie w tym pastwie ale na prowincji dowiedziałem się że w małych poza miastem obszarach kultywowane są ciągle tradycyjne wartości i samotność tak tam nie doskwiera.
Samotność Europy która i nas dotyczy. Kiedy to się stało? Raj stał się czyśćcem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz